W 1992 roku, ku zdumieniu całego świata, Związku Radzieckiego nie było już na mapie. Jedno z dwóch światowych supermocarstw upadło bez wojny, inwazji obcych czy innej katastrofy. I stało się to wbrew wszelkim przewidywaniom. To prawda, istniały pewne dowody na to, że od lat 70. XX wieku ZSRR znajdowało się w okresie schyłku, jednak mimo wszystko spodziewano się, że na przestrzeni dekad odbije od dna; nic nie przesądzało o jego upadku w punkcie kulminacyjnym “krótkiego XX wieku”.
W 1985 czy 1986, a nawet w 1989 roku rozpad Związku Radzieckiego był nie do pomyślenia dla ówczesnych analityków, dokładnie tak samo jak perspektywa dezintegracji Unii Europejskiej jest niewyobrażalna dla dzisiejszych ekspertów. Imperium Radzieckie było zbyt wielkie, by mogło upaść, zbyt stabilne, by runąć, przetrwało zbyt wiele wstrząsów, by tak po prostu zapaść się w sobie.
Ale jak wiele może zmienić jedno dziesięciolecie! Coś, co jeszcze w 1985 roku było niewyobrażalne, w 1995 było przesądzone. I to jest właśnie ta ironia losu, która sprawia, że rzecz “nie do pomyślenia” staje się nagle “nie do zatrzymania”; właśnie dlatego doświadczenie upadku Związku Radzieckiego jest potrzebnym punktem odniesienia dla obecnych dyskusji nad przyszłością Europy oraz dla wyborów, przed którymi stają przywódcy UE.
Współczesny kryzys Unii Europejskiej dobitnie pokazuje, że groźba dezintegracji jest czymś więcej niż tylko chwytem retorycznym – jest straszydłem w ręku zlęknionych polityków, służącym do wywierania wpływu na niezadowolonych wyborców. Nie chodzi tu już tylko o europejską gospodarkę, lecz także o politykę – obie sfery pogrążone są w chaosie. Kryzys finansowy znacząco ograniczył stabilność rządów, bez względu na ich polityczną przynależność, a stworzył przestrzeń do rozwoju populizmu i ruchów sprzeciwu.
Jest to zresztą widoczne w wynikach ankiety przeprowadzonej przez Komisję Europejską pt. Przyszłość Europy (Future of Europe), które zostały opublikowane w kwietniu 2012 roku. Pokazują, że o ile Europejczycy zgadzają się co do tego, że dobrze im się żyje w Unii Europejskiej, o tyle nie pokładają oni zbyt dużej ufności w jej wyniki gospodarcze, a także zdolności UE do odgrywania istotnej roli w polityce światowej. Przeszło sześciu na dziesięciu Europejczyków wierzy, że życie najmłodszego pokolenia będzie trudniejsze niż ich własne. Co bardziej niepokojące, prawie 90 procent mieszkańców Unii dostrzega przepaść pomiędzy życzeniami opinii publicznej a działaniami rządów. Tylko jedna trzecia Europejczyków ma poczucie, że ich głos liczy się na poziomie europejskim, a zarazem jedynie 18 procent Włochów i 15 procent Greków sądzi, że ich głos ma znaczenie w ich własnych państwach.
Jak bardzo “niewyobrażalny” wydaje się upadek Unii na tym tle? Kluczową rolę może tu odegrać umiejętność czerpania nauki z radzieckiego precedensu, ponieważ przetrwanie UE może zależeć od zdolności jej przywódców do zarządzania tą samą mieszaniną czynników politycznych, ekonomicznych i psychologicznych, które zadecydowały o upadku ZSRR.
Wybitny historyk Martin Malia pisze, że porządek radziecki “rozpadł się jak domek z kart, bo zawsze nim był”. Unia Europejska domkiem z kart nie jest, i należy pamiętać o ogromnych różnicach pomiędzy nią a Związkiem Radzieckim. Ale jak UE nigdy nie uległa pokusie komunizmu i centralnego planowania, tak nie jest też odporna na pułapki złożoności. Unia to najbardziej wyrafinowana układanka polityczna w historii. Dziewiętnastowieczny kodyfikator brytyjskiej konstytucji Walter Bagehot wskazał siłę monarchii w tym, że jest ona “zrozumiałą władzą, a ludzkość to rozumie”. Unia Europejska przeciwnie – jest formą rządów, której ludzie nie pojmują.
Europejczycy nie mogą zrozumieć, jak funkcjonuje Unia Europejska, tak więc jeszcze trudniej jest im sobie wyobrazić, co miałby oznaczać jej “upadek”. W przypadku ZSRR upadek oznaczał tyle, że państwo po prostu zniknęło z mapy, a w jego miejsce – od rozległych terytoriów Azji Północno-Środkowej po Europę Środkowo-Wschodnią – pojawiło się wiele nowych państw. Ale Unia Europejska nie jest państwem i gdyby upadła, na mapie nic by się nie zmieniło. Co więcej, gdyby UE miała się rozpaść, większosć jej państw członkowskich pozostałaby wolnorynkowymi demokracjami.
Jak więc można zdefiniować dezintegrację Unii? Czy odejście ze strefy euro choćby jednego kraju już by do “dezintegracji” wystarczyło? A może dostatecznym warunkiem byłoby zmniejszenie globalnych wpływów UE lub wycofanie któregoś z najważniejszych osiągnięć integracji europejskiej, na przykład wolności przemieszczania się albo instytucji takich jak Trybunał Sprawiedliwości?
Wobec tych pytań Europejczycy mogą potraktować los ZSRR jako ostrzeżenie.
Pierwsza przestroga jest zarazem paradoksem, a mianowicie: wiara w niezatapialność Unii Europejskiej (popierana przez ekonomistów i podzielana przez klasę polityczną) jest zarazem jednym z największych zagrożeń dla integracji. Ostatnie lata Związku Radzieckiego są typowym obrazem takiego procesu. Przekonanie, że dezintegracja jest “nie do pomyślenia”, mogłoby skłonić decydentów do przyjęcia antyunijnej polityki oraz retoryki, które przynosiłyby wyłącznie krótkoterminowe korzyści. Zakładaliby bowiem, że naprawdę nic złego nie może się zdarzyć w dłuższej perspektywie.
Dezintegracja UE wcale nie musi być wynikiem zwycięstwa sił antyunijnych nad prounijnymi; doświadczenie ZSRR jest ważnym ostrzeżeniem dla Europy – upadek może być niezamierzonym skutkiem długotrwałych dysfunkcji zderzonych z niezrozumieniem dynamiki polityk narodowych przez elity. Uznany historyk Stephen Kotkin, odnosząc się do rozpadu Związku Radzieckiego, stwierdził, że rzeczywiste pytanie powinno brzmieć: dlaczego radzieckie elity zniszczyły własny system? Analizowany przez niego proces pokazuje, że wzrost sił antyintegracyjnych może być skutkiem upadku, nie jego przyczyną.
Co więcej, oceny ryzyka rozpadu UE nie należy pozostawiać ekonomistom, którzy nie mają o tych sprawach najmniejszego pojęcia. Przypadek ZSRR pokazuje, że groźba ogromnych strat, do których dezintegracja mogłaby doprowadzić, wcale nie sprawi, że do niej nie dojdzie. W tym sensie twierdzenie, że Unia Europejska nie upadnie właśnie dlatego, że byłoby to zbyt kosztowne, nie jest żadną gwarancją jej stabilności.
Druga przestroga wynikająca z upadku ZSRR jest taka, że błędne reformy – może nawet bardziej niż ich brak – mogą doprowadzić do dezintegracji. To właśnie podczas kryzysów politycy poszukują “złotego środka”, który zazwyczaj skutkuje zupełnym rozkładem państwa. Zasadniczym czynnikiem rozsadzającym system Związku Radzieckiego był zupełny brak zrozumienia przez Michaiła Gorbaczowa istoty tego systemu, wyrażający się w przekonaniu, że mógłby on przetrwać bez całkowitej reformy; przejawiał się także w naiwnej wierze w wyższość ZSRR. Unia Europejska i jej państwa członkowskie mają własną historię wysiłków nad stworzeniem uniwersalnego sposobu rozwiązania niemal wszystkich ich problemów. Referenda w sprawie europejskiej konstytucji, które spaliły na panewce we Francji i w Holandii, stanowią ostrzeżenie przed zagrożeniami płynącymi z takich działań.
Trzecią przestrogą jest to, że główne ryzyko – o ile nie toczy się wojna i nie ma żadnych innych szczególnych okoliczności – leży nie w destabilizacji na peryferiach, lecz w przewrotach władzy (chociaż kryzys peryferiów również jest szkodliwy). Rosja zadecydowała, że odseparuje się od Unii w obawie przed utratą republik bałtyckich, co przesądziło o jej dalszych losach. Obecnie to stanowisko Niemiec w kwestii tego, co dzieje się w UE, a nie problemy gospodarcze Grecji czy Hiszpanii, będzie miało zasadnicze znaczenie dla przyszłości Europy. Gdy “zwycięzcy” integracji zaczynają postrzegać samych siebie jako jej główne ofiary, wówczas staje się pewne, że nie da się uniknąć poważnych problemów.
Obecnie Europejczycy nie mają powodu, by powątpiewać w oddanie Niemiec dla UE; mimo to coraz bardziej pogrążone w długach południowe państwa mają kłopot z porozumieniem się z Niemcami w kwestii swoich problemów. Nie są w stanie wytłumaczyć ich natury w taki sposób, by stało się to zrozumiałe dla Niemców, i odwrotnie – Niemcy nie potrafią przekazać swoich propozycji rozwiązań w klarowny dla innych sposób. Tym, co martwi najbardziej, nie jest brak empatii, lecz rozbieżność interesów.
Czwarta przestroga dla Europy jest taka, że jeśli zwyciężą tendencje antyintegracyjne, wynikiem będzie raczej masowe podejmowanie wkładów bankowych niż rewolucja. Tak więc najważniejszym czynnikiem wpływającym na szanse przetrwania Unii jest zaufanie pokładane w elitach, że poradzą sobie z jej problemami. Jak zresztą słusznie zauważa Kotkin, “to nie dążenia niepodległościowe na peryferiach, lecz właśnie elity przyczyniły się do upadku ZSRR”. Europejczycy mogą być niezadowoleni z Europy i jednocześnie nie dążyć do rewolucji, jednak elity narodowe mogą zignorować to bez obaw o utratę kontroli. Natomiast jeśli zaczną kwestionować perspektywy Europy, ich działania (na przykład sianie paniki pośród tych, którzy będą ostatni w kolejce do podejmowania depozytów bankowych) bezpośrednio przyczynią się do ostatecznego upadku Unii.
Ostatnią i zarazem najbardziej niepokojącą przestrogą wynikającą z refleksji nad upadkiem Związku Radzieckiego jest to, że w czasach zagrożenia dezintegracją politycy powinni postawić na elastyczność i odstąpić od swoich naturalnych dążeń do sztywnych i trwałych rozwiązań (które, gdyby miało dojść do rozpadu, tylko przyspieszą ten proces). Niestety, obecni decydenci w Europie starają się ocalić Unię poprzez politykę, która radykalnie ogranicza zarówno rządy narodowe, jak i decyzyjność społeczeństwa. Wyborcy w państwach takich jak Włochy czy Grecja mogą zmieniać rządy, lecz nie mogą zmienić polityki – decyzje ekonomiczne są de facto wykluczone ze sfery rządów demokratycznych.
Wygląda na to, że nowa polityka dyscypliny fiskalnej zredukuje polityczne wpływy w UE. Chociaż eksperci spierają się w kwestii plusów i minusów projektów oszczędnościowych, to ważniejsze jest to, że brak elastyczności automatycznie przyspieszy kryzys, co uczyni przetrwanie Unii jeszcze trudniejszym. Dziesięć lat temu europejscy decydenci postanowili, że nie stworzą żadnej możliwości, aby państwa członkowskie pozostały przy swojej walucie (ażeby wyjście ze strefy euro było niemożliwe). Teraz jest jasne, że osłabiło to tylko strefę euro. Podobnie urządzony był Związek Radziecki. Zadaniem takiego porządku było umocnienie państwa w taki sposób, by stało się niezniszczalne, ale to właśnie ta sztywność doprowadziła do jego rozpadu.
Niemiecki poeta-dysydent Wolf Biermann napisał przed wielu laty: “Mogę kochać tylko to, co wolno mi porzucić”. Współecześni decydenci Europy najwyraźniej zapomnieli o tej prawdzie. Prowadząc nieelastyczną politykę sprawiającą, że cena odejścia jest nieznośnie wysoka, przyczyniają się do potęgowania zagrożeń, a nie ograniczania ich. Dlatego też w czasach kryzysu – jak uczy upadek Związku Radzieckiego – porzekadło “nie ma innej opcji” może niepostrzeżenie przekształcić się w “jakakolwiek inna opcja jest lepsza”.
Published 29 October 2013
Original in English
Translated by
Dorota Wróbel
First published by IWM Post Jan-April 2012 (English version); Res Publica Nowa 22 (2012) (Polish version)
Contributed by Res Publica Nowa © Ivan Krastev / Res Publica Nowa / Eurozine
PDF/PRINTPublished in
In focal points
Newsletter
Subscribe to know what’s worth thinking about.